Wieczorem powrot z Ayuthaya do Bangkoku-zostajemy tu juz do konca wyjazdu.
Obiad - smazone krewetki z liscmi chyba bazylii + warzywa podane na ryzu. Koszt 40 batow.
Trafilismy w pelnie ksiezyca po zakonczenie pory deszczowej.
W calej Tajlandii odbywa sie wtedy swieto Loy Krathong-noca Tajlandczycy w calym kraju puszczaja z biegiem rzeki lub strumienia malenkie lodeczki ze swieczkami, proszac o blogoslawienstwo.
W calym kraju, tez i w Bangkoku, dzis zaczal sie Festiwal Loy Krathong-glowne uroczystosci beda jutro I pojutrze. Zobaczylysmy komercyjnie przygotowana scene festiwalowa na brzegami Menamu, wokol niej rozstawily sie stoiska, gdzie grupy tradycyjnie ubranych kobiet przygotowuja lodeczki z lisci lotosa-w nie mozna wetknac swieczke lub kadzidelko i puscic ja na rzeke. Wszyscy chodza ze swieczkami, dzieci z balonami oczywisci, scisk potworny nad rzeka, spiewy i modly. Swieczki i balony z helem to zle polaczenie - dzieci wymachuja balonami, tuz kolo nas balon dziecka nadziewa sie na swieczke mamy Tajki, nastepuje wybuch, ostry won spalenizny i tylko dzieki refleksowi babci Tajki mama Tajka traci tylko czesc wlosow. Nikogo to nie zraza i zabawa trwa dalej w najlepsze.
Sa tez pochody nad rzeke, replika swiatyn z glownych miast Tajlandii, gdzie odbywaja sie uroczystosci Loy Krathang-czyli Ayuthaya, Sukhothaj i Chang Mai, stoiska z regionalnymi potrawami z roznych czesci kraju.
Jeden Taj z tego kulinarnego stoiska poczestowal mnie nalesnikiem z nadzieniem typu rozowa welna mineralna :) nawet smaczne :)
A wokol nas rozbrzmiewa muzyka z jednostajnym haslem Loy Loy Krathong, Loy Krathong ;)