Kanchanaburi i Kolej Śmierci

Stacjonujemy juz caly czas w Bangkoku, wczoraj miasto-Palac Krolewski oraz dzielnica chinska.
Dzis poza miastem-spedzamy ostatnie chwile na prowicji - w Kanczanaburi, gdzie znajduje sie slynny most na rzece Kwai.
Most lezy na trasie tzw. Kolei Smierci, czyli linii kolejowej pomiedzy Syjamem a Birma budowana przez jencow wojennych na potrzeby Japonii. Japonczycy w czasie II wojny swiatowej usilowali podbic brytyjskie Indie. Chcac skrocic droge dla dostaw broni, postanowili zbudowac nowa linie kolejowa. W czasie budowy zmusili do pracy ponad 300 tys ludzi, z czego zginelo wskutek pobicia, glodu I chorob ponad 15 tys aliantow-jencow oraz 100 tys miejscowej ludnosci.
Prawdziwy most juz nie istnieje, po wojnie odbudowano go w dzisiejszej postaci I stanowi atrakcje turystyczna. Przyjezdza tu tysiace ludzi. Bylam na moscie akurat wtedy jak przejezdzal pociag - trzeba wtedy chowac sie na boki, caly most sie trzesie :)
Podjechalismy kawalek do miasteczka Tha Kilen, aby tam wsiasc do pociagu i przejechac jedynym zachowanym odcinkiem Kolei Smierci-okolo 50 km do Nam Tok. Widoki niesamowite, kolej wiedzie wzdluz przelomu rzeki,- pociag wisi nad przepascia nad woda, z drugiej strony skaly, na ktorych widac miejsca zakladania dymanitu przez jencow.
Pociag jedzie bardzo wolno, podroz trwa do poltorej godziny.
W Nam Tok zjadlysmy obiad-ryz z warzywami na slodko-kwasno, kurczakiem z orzechami nerkowca i warzywami zielonymi zapiekanymi. Deser-ananasy i pomelo ;)

Oprocz kolei smierci dalysmy tez rade pojechac pod sama granice z Birma, oraz zaliczyc Park Narodowy Sai Yok z lasami bambusowymi. Sceneria z Domu Latajacych Sztyletow :)

Komentarze (0)