Rano nasza grupka podzielila sie na dwie czesci.
My o 12 wyjechalysmy autobusem do BKK, modle sie, zeby zlapac jeszcze jakis pociag - na poludnie na przesmyk Kra.
Zaplacilysmy po 15 dolcow za podroz z Batambang do BKK, na pewno mozna bylo taniej, gdyby kupowac osobno bilety do granicy, potem na granicy-dluga droga z dworca do przejscia, I potem z dworca tajskiego do BKK, ale chcialysmy juz wszystko razem. Nawet jak nas oszukali na 5 dolcow, przezyje to jakos ;)
Zdazylysmy na stacje kolejowa ;) kierowca wysadzil nas pod samym wejsciem.
Wszystkie pociagi byly jeszcze dostepne-i na poludnie I na polnoc, ale tylko sitting places ;)
Szybka burza mozgow... I musialysmy podjac decyzje.
I zaczal sie problem, oczywiscie 3 rozne opinie gdzie jedziemy najpierw ;)
Kupilysmy 3 ostatnie miejsca na dzis ;) Mamy juz tickety I czekamy w mega skwarze na dworcu na nasz pociag.
Jutro bedziemy na.... Ko Tao ;)
Zaplacilysmy za laczony bilet - pociag, bus i boat niecale 1000 batow, w tym praktycznie polowa to za lodke. A miejsc lezacych w pociagu juz nie bylo.... Mamy ponoc 3 ostatnie miejsca siedzace-ponoc, bo juz jedziemy a sa pustki ;)
Wlasnie obsluga pociagu dala kocyki i poduszki ;) I dali jeszcze wode z lodem I buleczki czekoladowe ;)
Pociag stopniowo zapelnia sie. Jak jest juz calkowicie pelen, mnisi maja swoje miejsca z dala od kobiet, konduktor gasi swiatlo, sitting places sa troche opuszcane, wiec mozna sie nawet ulozyc. W ciemnosci po moim kocyku przemyka jakis czarny ogromny miejscowy karaluch ;)
Okazuje sie, ze moj przedwyjazdowy zakup - dmuchana poduszka przydal sie w pociagu z Bangkoku do Chumphon. Dziewczynom cala noc dretwialy szyje, a ja wyluzowana spalam bez problemow (pomijajac dretwienie nog ;))