W informacji turystycznej w Osace próbuję się dowiedzieć jak przejechać lokalnymi pociągami do Fukouka na wyspie Kiusiu. Wszyscy są bardzo mili, starają się jak mogą, ale na pytanie szczegółowe dostaję odpowiedź: "yes, yes, yes" i szybkie kiwanie głową z pełnym szacunku uśmiechem - do tego ogranicza się znajomość obcego języka. Ostatecznie za horrendalną sumę kupuję bilet na superekspres Shinkansen. Raz w życiu chyba warto się przejechać najszybszym na świecie pociągiem. Shinkansen łączy ze sobą największe miasta Japonii siecią państwowych torów kolejowych zupełnie odrębnych od reszty linii, które w dużej mierze należą do 141 prywatnych towarzystw kolejowych. Prędkość jest naprawdę oszałamiająca - w ciągu 3 godzin i 15 minut pokonuję dystans ponad 600 km, po drodze zatrzymując się w głównych miastach południowej części wyspy Honsiu. W pociągu jestem sensacją z blond włosami i wysokim wzrostem - wszystkie dzieci pokazują mnie palcami, niektóre próbują się przymierzyć dokąd mi sięgają. Siedzę obok mężczyzn wracających z pracy - wszyscy w garniturach pod krawatem. Wyglądają niemalże identycznie. Jedynym szaleństwem na jakie sobie pozwalają jest świecąca kolorowo przywieszka do telefonu komórkowego, który zresztą nieustannie dzwoni. Niektórzy teraz jedzą obiad - wcześniej nie było czasu - sushi* z ryżem w drewnianych pojemniczkach. Mój sąsiad wyciąga z aktówki broszurę z wzorami i strategiami w grze GO. To gra planszowa, której celem jest zablokowanie pionków przeciwnika; powszechna rozrywka kształtująca logiczne myślenie, wręcz gra narodowa.