Rejs rozpoczal sie okolo 7 rano. Lodz wyladowana glownie turystami, ale tez sporo miejscowych.
Jak podjechalismy rano na przystan, do busika podbieglo ze 20 chlopcow, ktorzy wyrywali sobie nasze plecaki, zeby nam je przeniesc 100 m do lodzi ;)
I oczywiscie kobiety z tacami z produktami na sniadanie: bulki, french cheese, czyli trojkacik serka topionego, banany, owoce.
Jak lodz byla totalnie napchana, ruszylismy.
Jezioro Tonle Sap zmienia swoją powierzchnię w zależności od pory – w czasie deszczowej powiększa się kilkukrotnie i wpływają do niego wody Mekongu. Dopływ Mekongu płynie wtedy w odwrotnym kierunku, mieszając wody różnych rzek i strumieni wokół całego jeziora, stąd biorą się tony ryb i endemity, stanowiska rzadkich ptaków - z goegraficzngeo punktu widzenia jestesmy naprawdę podjarani ;)
W przewodniku pisza ze zdarzaja sie wywrotki tej lodzi I my o malo co takiej nie zaliczylismy ;) a konkretnie zderzylismy sie bokiem z mniejsza lodzia z miejscowymi na waskim odcinku kanalu ;) nasza lodz sie bardzo przechylila, wszyscy na gorze - akurat siedzielismy na dachu - przewrocili sie, ale teraz mysle, ze nie wywrocilaby sie calkiem, bo opieralismy sie bokiem o tamta lodz. Zosia akurat filmowala wiec ta przygoda zostala uwieczniona ;)
Wszyscy potem kurczowo trzymalismy sie poreczy ;)
Plynelismy ponad 7 godzin, nuda, opalanie na dachu łodzi, gazety, ogladanie wiosek plywajacych, postoj u zaprzyjaznionego sklepu na trasie, na samym koncu bylo najladniej, wyszlo slonce I widzielismy mnostwo ptakow, bo to w koncu jest rezerwat biosfery. A potem jeszcze godzine plynelismy juz przez przedmiescia.
Na przystani rytual, miejscowi bili sie o nas, kto pierwszy do kogo podszedl I kto moze kogo zawiezc do hotelu ;)
Wsiadlam pierwszy raz na motorynke z miejscowym Khmerem, super przezycie :)
Miasto zupelnie inne niz Siem Rep, nie turystyczne, nie moglismy znalezc zadnej knajpy na obiad, w koncu znalezlismy chinska - okazalo sie ze to chinska czesc miasta. Typowo chinskie-noodle z wieprzowina, w sosie sojowym z jajkiem sadzonym na wierzchu ;) I najlepsza na swiecie herbata - cudowna czarna jasminowa z limonka ;)
Po obiedzie Mela i Wojtek idą do fryzjera, obcięcie za 1 dolara, fachowo, my przez ten czas siedzimy na krzesełkach wokół obcinanej osoby i przyglądamy się jak w kinie, wokół biegają liczne dzieci fryzjerek z zakładu.
Wieczorem spacerujemy po ulicach i oglądamy kamienice z czasów kolonialnych. Kupujemy na straganach owoce: liczi, banany - krótkie, jakaś inna odmiana, granaty i dragony. Pycha ;)