Łazimy po mieście, totalnie gorąco, wypiliśmy 3 wiaderka drinku wódka z musem owocowym.
Doszliśmy do jakiegoś pałacu-świątyni, nie wiem bo jest już noc, i obok bazar, zaczęło kropić i nagle lunęło - tropikalny deszcz, leje się hektolitrami, stoimy z miejscowymi pod płachtą ortalionu z bazaru, wokół potop, leje mi się na plecy ciepły tropikalny deszcz, pachnie tajskimi przyprawami, naprzeciw świątynia oświetlona, jest po prostu super ;)
Zjadłam ananasa z lodu i zwykłego pad thai, bez egs i nie bardzo ostry, dało się przeżyć ;)
Maja tu całkiem dobre piwo Leo ;) właśnie wypiliśmy, ja już ledwo żyję i idę spać, reszta dalej w knajpie na dole hotelu.