Pierwsze wrażenia, zapiski z notatnika:
Przeszliśmy właśnie granicę i czekamy na autobus.
W Bangkoku kupiliśmy bilet u agenta turystycznego od razu do Siem Rep, mieście przy Angkor Wat. Cena podobno zawiera przejazd po obu stronach, teraz nasz kierowca z Bangkoku zostawił nas przy granicy i przejął nas inny koleś, który pewnie będzie chciał kasę za opiekę. Przeszliśmy bardzo długą ziemię niczyją za bramkami tajskimi i zaczął się inny świat - chyba gorzej niż u nas 100 lat temu. Totalna bieda, ludzie zaprzęgnięci do wózków kołowych, obszarpani, z pourywanymi nogami, pewnie z czasów Czerwonych Khmerów.
Przeszliśmy bramkę kambodżańską i teraz czekamy na autobus do Siem Rep, za który już ponoć uiściliśmy opłatę ;) Wszystko trwa podejrzanie długo, obawiam się, że koleś specjalnie opóźnia procedurę - dokładnie tak jak ostrzegali w przewodniku - podróż trwa tak długo, że na miejsce dociera się bardzo późno, i nie ma czasu szukać innego noclegu niż ten, który on proponuje ;)
Wzmagam czujność ;)
Zupełnie inny kraj, mało przyjemne odczucia, ale trzeba wziąć pod uwagę, że wszystko zaczynają od nowa i ich historia zaczęła się od nowa 15 lat temu...
Zaraz za granica, czekając na "bezpłatny rządowy" autobus kursujacy na dworzec, spotkałam nieoczekiwanie kolegę z pracy, Macka z zona. Mila niespodzianka, szybko wymieniliśmy sie kilkoma informacjami o busach i cenach noclegów w Kambodży.
Nadjechał autobus rządowy i nasz opiekun nie pozwolił nam wsiąść, kierowca nie pozwolił tez wejść Mackowi, choc w środku było tylko 4 osoby ;)
Mogliśmy wsiąść do następnego autobusu, ale tylko nasza grupa.
Autobus podjechał pod kantor, gdzie nasz opiekun zainkasował pewnie malutka prowizje, kilka osób wymieniło walutę, i dopiero podjechaliśmy na dworzec.
W międzyczasie zaczął padac deszcz i opiekun napomknął, ze w takich warunkach autobus, za który zapłaciliśmy jeszcze w Bangkoku, będzie jechał około 8 godzin i ze można tu wziąć taksówkę do Siem Rep - około 150 km, która dojedzie w 2 godziny i kosztuje jedyne 50 dolarów.
Padał deszcz i emocje wzięły gore - część z nas chce brać taksówkę, nasz opiekun jest oczywiści przeszczęśliwy ;) ja mowie, ze nie, jedziemy zgodnie z planem, i nie będziemy ulegać naciągaczom.
Wiec nastąpił podział grupy - 4 osoby pojechały taksówką, ja z Zosia, Eliza i Szwajcarka Julie, która jechała z nami busem z BKK, zostałyśmy na dworcu.
Za godzine podjechał autobus, przestał padać deszcz i jedziemy, po asfaltowym na razie fragmencie, z prędkością ok 40km/h